************************************************************
spaniel
mam oczy spaniela
czaruję was skrycie
spojrzenia wystrzelam
cokolwiek czynicie
mam duszę niekształtną
łaskawą niełaską
źrenicę otwartą
zasłaniam ją maską
mam serce z kobaltu
i świecę w ciemności
bo ciemność to światło
dla gnomów szarości
mam siłę mocarza
nieludzką wśród ludzi
więc dźwigam by złamać
i łamię by zbudzić
mam wiarę niezłomną
za duszy załomem
że wierzyć mi wolno
w co tylko mam wolę
mam oczy spaniela
czaruję spojrzeniem
w szarości zaćmienia
ukrytym wspomnieniem
a Ty... patrzysz srodze
spojrzeniem zdyszanym
jak spaniel przy nodze
cicho liże rany
************************************************************
słowa nieswoje
wziąłem na usta nieswoje słowasparzyłem wargi zimnym oddechempokrętną stała się prosta mowaco było wiarą stało się grzechemjak kakofonia zabrzmiały zdaniaślepym akordem pomyłką zmysłówuzasadniony potrzebą trwaniatłumaczę wywód wzięty w cudzysłównienasycony sutą przystawkąmieląc językiem jak boża krówkakolejne kęsy przerywam czkawkąbrnąc jak w zaułek w nieswoje słówkazmieniam znaczenie, sens i wymowęprzeplatam treści własną niemocągdy wypowiadam sensu połowę trzewia szaleją oczy się pocąw końcu zakrzyknę: zamienię słowate przywłaszczone na moje własneby dawną świeżość zyskała mowanawet gdy wersy będą za ciasneodsłonię siebie i swoją prawdęnieobjawioną co da się wyczućcichaczem zmienię autopogardęw znośną opinię o swoim kiczuwreszcie odkryję że jestem sobąże białym znowu co było czarneprzeszłość mi będzie tylko ozdobąskończą się płaszczyć me rymy harde************************************************************takie słowozdawkowe "jak sie masz" upadło pod stopyzstąpiłem do piekieł czułem zapach podłyczarna mieszanina smoły oraz ropyna nic moje żale na nic moje modłyręce mam dziurawe stopy zniekształconegłowa przekrzywiona zgubiła horyzontręce idą w jedną stopy w drugą stronęrozpływam się w sobie język w gardle gryząc z raju do piekła z piekła do rajuto jedno słowo drogą po prostuktóre zniknęło jak baju bajuktóre mi Matka czytała do snubo to jedno słowo, wzięte w wąski nawiaschroni nas od świata i od pokus hydrynawet kiedy trzeszczy przerdzewiały zawias a sprawy codzienne jakoś całkiem zbrzydłyjeśli słyszysz czasem jego miłe brzmienieuśmiechaj się w duszy - masz sens życia obokjedno słowo: Kocham dla duszy natchnienieodwzajemniaj zawsze a zostanie z Tobą************************************************************
być może (piosenka naiwna)
jak w czarno-białej telewizji
zabrakło tęczy w naszych słowach
za szarą taflą stojąc z wizją
by znów zaczynać coś od nowa
jak wypalone palenisko
spopielił nam się obraz życia
niczym się stało nasze wszystko
nieśmiało patrząc gdzieś z ukrycia
r...
być może to naiwne bardzo
moje złudzenia, myśl ulotna
że wszystko w Tobie nie umarło
i kiedyś minie jesień słotna
jeżeli wiara czyni cuda
nadzieję w nasze włosy wplata
to jednak wierzę że się uda
być razem aż do końca świata
jakaś niełaska nas dotyka
i gwiazdy świecą poza nami
nie ma już słońca i księżyca
i tylko morze z problemami
i tylko niebo nieprzychylne
za rogiem zakręt potem schody
a ja wciąż ufam ci niewinnie
nie oczekując już nagrody
nie będę Cię już więcej ranić
ciężki agument skryję lżejszym
jak napisała skromna Pani
naiwne bywa najważniejszym
a więc ci nucę słowa proste
i myśli furczą wokół głowy
bądź znowu zamiast smutnym postem
drugą połówką mej połowy************************************************************
duende
przemykasz wśród nut
na twarzy ćmi chłód
duende przemykasz
na twarzy ćmi chłód
dochodzi od stóp do ust
bez ciebie nie tak
na odwrót i wspak
duende bez ciebie
poruszasz cień strun
upada już mur złych snów
r
czułaś to co ja
kiedy śpiew się rwał
gdy w powietrzu trwał
ten dźwięk szaleństwa
czułaś to co ja
malowany ptak
i trans dla naszych ciał
gdy objął nas dziś
dotykiem swych sił
duende gdy objął
zatrzymał się czas
zamroził jak głaz ten spazm
a potem był raj
ty śpiewaj i graj
duende a potem
tym dreszczem nas karm
by nie czuć już krwi i ran
************************************************************
argentyńskie śliwki
argentyńskie śliwki
drylowane przez maszynę
zastępują słodycz świata
przysłoniętą przez rutynę
która mówi do mnie stale
przypomina bez skrupułów
że ten uśmiech nie zalotny
lecz przewrotny
czas mija zmienia wszystko
słyszę głos artystki już nie ten
głos kogoś kto zidiociał
nie wytrzymał presji sławy
ciężaru glorii
tembr niby ten sam lecz nie wzrusza
śmieszą decyzje dla poklasku
i zabawy ludzkim życiem jak pluszakiem
któremu można oberwać ucho albo nogę
i kopniakiem w kąt
popularność, sława, show, event
to o czym marzysz co zniewala
daje złudę szczęścia będąc zapomnieniem
zimnym snem na wysokim drzewie
w budce dla nielotów
droga do szczęścia - pretensjonalne
droga jest szczęściem gdy na niej jesteś
warto zauważyć to co oczywiste
szukanie jest sensem a nie przedmiot szukany
on nie istnieje
argentyńskie śliwki
drylowane przez maszynę
zastępują słodycz świata
przysłoniętą przez rutynę
która mówi do mnie stale
przypomina bez skrupułów
że ten uśmiech nie zalotny
lecz przewrotny
************************************************************
przyszłaś
przyszłaś spóźniona
o jedno życie o jeden ranek
jak zwykle jak nigdy
w twoich ramionach
zniknął rozsądek zniknęła pamięć
dla chwili dla myśli
przyszłaś, byłaś, będziesz znów
ciemną falą
skryjesz sobą, usta twe
są otchłanią
źrenic, myśli, dobrych chwil
puste pole
miasto, skrawek twoja dłoń
na mym czole
pachniało ciszą
zimnym przeczuciem że koniec bliski
nad skałą nad grobem
cicho podpełzłem
ścieżką z zaświatów będąc znów śliskim
drżącym mikrobem
przyszłaś spóźniona
o jedno życie o jeden ranek
jak kiedyś jak zawsze
śmiał się nim skonał
anty-amfitrion czuły kochanek
w niemym teatrze
************************************************************
ona
(pewnemu Poecie i Jego asystentce)
ona stoi i patrzy
ona widzi i czuje
rozpoznaje te znaki
które do niej kierujesz
ona radzi i uczy
i pomaga gdy może
ściana żalu się kruszy
i otwiera przestworze
r.
czasem starczy tak mało
by zrozumieć człowieka
i rozpocząć z nim dialog
empatyczny kaleka
staje się nagle bliskim
stwarza nową realność
kiedy norma jest wszystkim
niczym zaś nienormalność
tam ulica i miasto
i bezkresne manowce
twoje światła tam gasną
wilk zagryza tam owce
czarna łąka płot krzywy
słońce rzadko tam trafia
gną się zimne pokrzywy
snują się epitafia
chociaż świat Cię odpycha
nie rozumie nie czuje
gdy wczorajsza zagrycha
z Twoich trzewi paruje
ona czuwa nad tobą
czule głaszcze twą duszę
swoją zwiewną osobą
gasi twoje katusze
************************************************************
trwaj
szary świt nieporządek na stole
bukiet zwiędł czerwień serca płowieje
jak koszulę zakładasz swe role
w czwartym akcie to samo się dzieje
krótki krok w twojej długiej podróży
stopa błądzi i szuka oparcia
coraz szybciej ten czas ci się dłuży
plastrem złudzeń zasłaniasz obtarcia
jednak trwaj chociaż wiatr w oczy wieje
jednak miej swoją własną nadzieję
potem śnij wielki sen o marzeniach
patrz jak sen ci się w życie zamienia
dzisiaj ktoś znowu dostrzegł w twym oku
małą drzazgę choć belka mu ciąży
nie wydawaj od razu wyroku
on ocenić się sam jeszcze zdąży
chociaż kłoda pod nogi rzucona
choć upadasz i bolą już plecy
z czasem uda się trudy pokonać
twoja siła ci rany wyleczy
************************************************************
mała prawda
dni radości czas rozłąki
zieleń łąki naszych dni
rozwinięte kwiatów pąki
tamten sen co wciąż się śni
tam polana drzewa jesień
tutaj słońce plaża wiatr
dziś za oknem ten sam wrzesień
choć nas dzieli drogi szmat
r.
małą prawdę dziś Ci zdradzę
wszędzie będzie dobrze mi
bo gdziekolwiek się wprowadzę
dom mój będzie tam gdzie Ty
nie mam cienia moim cieniem
jesteś ty a ja twym snem
z każdym szybkim oka mgnieniem
płynie rzeka tamtych scen
kiedy koniec nikt nie powie
gdy do ściany przyjdzie dojść
los z przekorą często w zmowie
gdy do gardła pełznie ość
jednak prawdę dziś Ci zdradzę
wszędzie będzie dobrze mi
bo gdziekolwiek się wprowadzę
dom mój będzie tam gdzie Ty
************************************************************
nic
powiedziałem nic
nic nie powiedziałem
stój nie mówił nikt
więc poszedłem dalej
niczym wierny druh
nie myśląc o niczym
poszłaś ze mną znów
nie szukając przyczyn
miałem słowa za nic
nic mi nie zostało
dotykałem granic
na nic się to zdało
miałem myśli jasne
niczym dotyk nieba
zbudzę się nim zasnę
zniknę gdy potrzeba
nicość w sobie czuć
gdy nić usta wiąże
mógłbym gdybym mógł
będę mógł gdy zdążę
powiedz mi jak grać
kiedy nic nie czujesz
ciepła nitki kraść
gdy nimi żonglujesz
************************************************************
muza
znowu jestes a więc witaj
moja muzo moja zgubo
myśl mi czuła znów zakwita
żeś na dłużej lub na długo
cały czas Cię w sercu noszę
choć uciekasz na kraj świata
o twą miłość ciągle proszę
prośba się z nadzieją splata
twoja postać świat przykrywa
oślepiając swym promieniem
w głębi duszy wciąż Cię wzywam
i otulam swym wspomnieniem
wciąż maluję obraz Ciebie
jaką byłaś jaka będziesz
gdy pojawisz się w potrzebie
i z lodowców swych tu zejdziesz
pędzlem zmysłów tworzę ramy
tchnę kolory farbą uczuć
w chłodne szkice zaplątany
przesiąknięty czernią kruków
zostań przy mnie moja pani
bladym świtem sinym zmierzchem
nie odwracaj się plecami
pozwól czuć że ciagle jesteś
************************************************************
przypadkiem (malarz)
tak przypadkiem się tu znalazł
wyłoniony gdzieś z niebytu
bogobojny życia malarz
niepowodzeń i zachwytów
przypadkowo gdzieś poczęty
pośród ludzi i przez ludzi
ciągle tworzy ornamenty
zanim zaśnie już się zbudzi
nie ma życia nie ma duszy
jego karta ciągle pusta
ot przypadkiem ręką ruszy
potem zwilży spierzchłe usta
pochylony nad swym losem
mimochodem kreśli wzory
uchylając się przed ciosem
zachowuje wciąż pozory
że tu całkiem jest świadomie
prawdę mówi chociaż kłamie
w lustro spoglądając co dzień
tworzy portret w pustej ramie
************************************************************
świtne pisanie
gdy się budzisz o czwartej nad ranem
z przeświadczeniem że życie cię boli
kiedy czas staje się twym tyranem
beznamiętnie kłującym na skroni
kiedy proste znów staje się krzywe
a zielone się szarym zasnuwa
kiedy martwym się zdaje być żywe
znów umiera kto kiedyś już umarł
weź ołówek i kartkę
zrób herbaty zielonej
przelej smutki na papier
zanim w smutkach utoniesz
twój wiersz boleść przykryje
nim kolejny dzień zgrzytnie
z satysfakcją odkryjesz
że spisałeś się świtnie
ten ołówek i skrawek papieru
co odbija spojrzenie twe blade
da ci dojrzeć światełko w tunelu
poukładać co straszy nieładem
gdy o piątej już będzie ci jaśniej
i nie tylko od zorzy za oknem
twa nadzieja tak szybko nie zgaśnie
o prawdziwy sens życia się otrzesz
************************************************************
smutna piosenka bez rymów
ona taka smutna
ciemny węgiel w oczach
czarny kir przez życie
ona taka smutna
on był taki młody
ognień tryskał z duszy
życie brał garściami
on był taki młody
oni byli razem
on jej dawał niebo
ona jemu gwiazdy
oni byli razem
wyrok w zimnej ciszy
diagnoza bez złudzeń
nadzieja bez prawdy
wyrok w zimnej ciszy
odszedł bez litości
nie pomogły leki
ani krzyk modlitwy
odszedł bez litości
ona chce być sama
jego myśl ją grzeje
jego pamięć pieści
ona chce być sama
************************************************************
album
jedna kartka z dedykacją
juz pożółkła zimnym czasem
dzieło sztuki interakcją
z naszych uczuć cierpkim kwasem
płaska strona ciemność liter
jak na kartce z kalendarza
bezzasadność prostych życzeń
była kiedyś znów się zdarza
kulawa nadziejo do czego prowadzisz
za długą literą wciąż włosy me gładzisz
czy dobrze mi radzisz czy mowa twa szczerą?
do czego prowadzisz kulawa nadziejo
szelest myśli zgrzyt papieru
farb olejnych zapach mdławy
waza grzechów morze celów
cienka linia ważkiej sprawy
zgięte maszty smutnym losem
zatopione statki złudzeń
inny album w dłoni niosę
nie na chwałę nie na zgubę
************************************************************
się
jak się patrzy to się dojrzy
się zobaczy jak się spojrzy
jak się idzie to się dojdzie
jak się siada to się siądzie
jak się biegnie się dobiegnie
się przegina to się przegnie
się dopłynie jak się płynie
jak się zwija to się zwinie
jak się robi to się zrobi
się wymyśli jak się głowi
zje się szybko jeśli je się
się potarga jeśli drze się
jak się stuka się wystuka
się wypłucze gdy się płuka
jak się pije się wypije
się dożyje jak się żyje
gdy się uczy się nauczy
się wysuszy gdy się suszy
gdy się płacze się wypłacze
się wywróci gdy się skacze
jak się pisze się napisze
rozkołysa gdy kołysze
przeczyta się gdy się czyta
i odpowie gdy ktoś pyta
jak się śpiewa to się słucha
jeśli piosnka sensem bucha
się posłucha się przetrawi
jednych wkur..rzy innych zbawi
************************************************************
chustka
kiedy się pewnie stanie na pewno
mało zdawkowe bardzo realne
gdy znów cię wzruszę piosenką rzewną
gdzie słowa znajdziesz całkiem banalne
kiedy nam razem będzie po drodze
błyski w ciemności kierunek wskażą
gdy nasze klęski w sukces przełożę
a winy same nam się wymarzą
dotknę twych oczu
dotykiem serca
szeptem ci powiem
że brak mi ciebie
że tobą żyję
cichy bluźnierca
tobą się karmię
tobą - jak chlebem
a gdy mi powiesz że nie masz serca
że lód polarny twą duszę zmroził
i całkiem smutny obraz wisielca
na pejzaż wiosny ci się nałożył
przetrę twe oczy chustką z jaśminu
zapachem marzeń znów cię uwiodę
wrócisz ze świata gnomów i dżinów
będziesz pociechą na niepogodę
************************************************************
fantasmagoria
ona biegnie za nią światło
czas ucieka chwila ciepła
czas ucieka słońce zblakło
za nią światło nad nią niebo
chwila strachu cisza nocy
przemarsz minut do wskazówek
drogowskazu profil ostry
zakaz życia nakaz trwania
ona biegnie wieczór długi
śmiech rozpaczy cień kieliszka
słodka skarga myśli smugi
na jej dłoni kropla potu
błysk brokatu drgnienie rzęsy
pożegnanie jest początkiem
niewinności słodkie kęsy
ona biegnie wieczór długi
ogień płonie żar przygasa
cień ogniska złuda ciepła
cień ogniska krwi melasa
złuda ciepła ona biegnie
************************************************************
jesienna kartka
złotym deszczem kapią drzewa
żółte krople twarz smagają
wśród konarów śpiewa Anioł
kot w podwórzu sennie ziewa
pachnie cudnie szumi głowa
aż ci całkiem dech zapiera
stan agresji spadł do zera
widzisz jesień jesteś zdrowa
jesień na plantach, planty w jesieni
złote dywany w ciemnej zieleni
ślady Aniołów pomiędzy żdźbłami
ty z Aniołami
stara wierzba z mej młodości
gubi futro lecz nie płacze
przegrał w szachy laik z graczem
w cichej drodze do starości
mała mini miło stąpa
jeszcze ciepło jeszcze można
chociaż biała zima mroźna
już w oddali gdzieś się krząta
jesień na plantach...
taniec myśli wśród promieni
ciepłe jeszcze słońce głaszcze
nasze ciała skryte płaszczem
snem jesiennym nakarmieni
taka jesień taka cudna
jak Ty sama moja pani
czasem olśnisz czasem zranisz
zawsze piękna często zgubna
jesień na plantach...
************************************************************
szał
to był ten szał
ogarnął was
jak celny strzał
lidera mas
on mocno grał
wyrywał włos
żorżeta ciał
spalony most
taki szał
krótko i mocno
mocno i płasko
chwilkę trwał
tylko chwilkę
egzamin zdał
i ocen garść
bo on się znał
nie bał się spaść
euforii smak
i szeptów szmer
wygięty hak
w macierzy zer
taki szał
bo warto brać
gdy daje los
gdy sam się pcha
jak złoty grosz
dramat bez wad
rachunek twój
doliczy vat
sumienia zwój
taki szał
************************************************************
Oda do roweru (mego)
Patrzę na Ciebie z lekką zadumą
Myśl mi ucieka w czasy młodzieńca
Kiedy nabyłem cię drogą kupna
Na jakimś targu blisko od wejścia
Twoje opony z czasem spękały
Stomil ich pewnie już nie pamięta
Mil chyba zresztą tysiąc zjechały
Prostując drogę co była kręta
Zdrapana rama szkielet zwycięstwa
Nad czasem durnym nieubłaganym
Nie ważne rysy - to dowod męstwa
Wszyscy je w końcu w tym zycium mamy
Kiedy ze wschodem mnie wieziesz co dzień
Swoim spokojem gasisz me lęki
Patrzę na twarze gniewnie skrzywione
Nabitych w tłocznych ulic butelki
Nie masz kaprysów ni bólów ramy
Mimo nacisków korba nie stęka
Trochę przekory obydwaj mamy
do dziś nogawkę mi w łańcuch wkręcasz
Powodów nie mam by Cię zatrważać
skarcić gdy kapcia złapiesz na drogach
Primo nieczęsto ci się to zdarza
Primo po drugie moja w tym... noga
Gdy do serwisu trafisz nareszcie
Zgięty kolejnym mym kilogramem
Pan Marian ujmie cię z zręczne ręce
Ty kierownicą wskażesz mu ranę
On Cię rozbierze w swoim zakładzie
Wnętrze oponki zgrabnie wymieni
I zmilczy kiedy w płochym nieładzie
Twa rama bordo się...zaczerwieni
W końcu ze słonkiem i śpiewem kosa
wąskim chodnikiem między troskami
POmkniemy w życie z wiatrem we włosach
Jak przyjaciele wśród tłumu sami
************************************************************
pył
szary pył
to tylko szary pył
w klasztornej krypcie
pokrywa blat
pokrywa świat
kiedyś był
ktoś przecież kiedyś żył
tworzył i patrzył
i odszedł sam
i wpadł do ram
więc się skrył
bo żyć już nie miał sił
w kolorach świata
płaskości tła
odcieniach zła
czas się wił
mdły habit trochę zgnił
czy nawet bardzo
klimatu brak
powietrza smak
jest bo był
przez wieki tu się krył
wśród mnisich szeptów
pokrywał ślad
przeszłości kat
szary pył
zostanie szary pył
przykryje wszystko
szarości tren
cierniowym snem
************************************************************
Korpo
Wstajesz szybko myjesz włosy
Złoty połysk nowej farby
W głowie już pomysłów stosy
Bo wjechali ci na ambit
Twoje drzewko traci rozkwit
Target błyska światłem w dali
Jak w tunelu leśnym hobbit
Na ten miraż cię nabrali
r.
Korpo racja, wyższa racja
Zawsze czujna zawsze w biegu
Twoja w życiu nawigacja
Straż graniczna twoich brzegów
Od świtania do zachodu
Myśl spowija twoje skronie
Jak nakarmić serce z lodu
I zachowa czyste dłonie
Jak zdobywać i jak niszczyć
Jak dodawać odejmując
Na wyników karcie pryszczy
Pokazać nie pokazując
Korpo racja, wyższa racja
Nie wyrabiasz presja rośnie
Słupki już sięgają szczytów
Choć się robi coraz głośniej
Nie wymyślasz dynamitu
Masz już dość korpo-faszyzmu
Ktoś po Tobie rzeczy sprząta
Płynnie wchodząc z realizmu
W rzeczywistość power pointa
************************************************************
Słowa
Wypowiedziane z zimnym spokojem
Szalonych oczu w chwili wystrzału
Błądzące cele na frontach wojen
W imieniu prawdy jedynie słusznej
Słowa nie są niewinne
Słowa zawsze coś płodzą
Złe - szaleństwa dni zimne
Dobre słowa koją
Krzykiem rozpaczy w ciszy poranka
Słowa jak bomby słowa pociski
Z ciężkim westchnieniem zapadła klamka
W imieniu prawdy jedynie słusznej
Słowa nie są niewinne...
Słowem zabijasz, słowem umacniasz
Gasisz nadzieję, rodzisz szacunek
Potęga sowa zmienna narracja
W imieniu prawdy jedynie słusznej
Słowa nie są niewinne...
Słowa miłości słowa pogardy
Myśli zmącone drżące emocje
Słowa rzucone z siłą petardy
W imieniu prawdy jedynie słusznej
Słowa nie są niewinne...
Pamiętaj słowa zapomnij słowo
Filtrem rozumu nie czując wzgardy
Siłą przyjaźni dobrą rozmową
O prawdach wielu bez jednej prawdy
************************************************************
Przestrzeń
Żyję trwając
Trwam padając
Padam łkając
Łzą rozlaną
Wstaję leżąc
Leżę biegnąc
Biegnę myśląc
Myślą jedną
Milczę krzycząc
Krzyczę tonąc
Tonę chłonąc
Toń szaloną
Płynę dławic
Dławię plując
Pluję żując
Puls taktując
Liczę blednąc
Blednę blaknąc
Blaknę lecąc
W przestrzeń bladą
Lecę wisząc
Wiszę patrząc
Patrząc słyszę
Przestrzeń
słyszę
************************************************************
Taki świat (Blondyna)
Nie było łatwo, szkoła dom
Inne języki inne słowa
Za marny grosz sprzedany złom
Nie rozpoczta z Nim rozmowa
Nie było łatwo uciec w świat
Porwane sieci zmięte kartki
Zrozumieć o co idzie gra
Zostawić smutny list do matki
Taki ten świat Blondyna
czasami wart,
tyle co kit na oknie
Ale ty wiesz
to wszystko żart
Znów wyschniesz
Zanim zmokniesz
Nie byo trudno z życia brać
Świecącym złotkiem blysnąć w nocy
Plamy których nie można sprać
Nawet przykryte kłują w oczy
Czy zawsze warto zwiewać stąd
Pozory uznać za smak szczęścia
Ucieczka i do przodu skok
Gdy atmosfera się zagęszcza
Taki ten świat...
************************************************************
Apokryf
Napisałem lecz nie widzę
Słowa proste słowa dobre
Nie ma ich więc się nie wstydzę
Ścisk żołądka w sobie zmogłem
Czy to moje czy niczyje
Słów odbicie na tapecie
Czy ja będę? Czy już byłem?
Mały pyłek we wszechświecie
Zgięte cyfry smukłe znaki
Wąskich liter ciemna rzeka
Okolicznik byle jaki
Widzę światło już nie czekam
Napisane, wymazane
W oryginale myśli znane
Skopiowane, wypaczone
Odkreślone.
Ślad wyryłem w Twojej duszy
Komentarzem bez podpisu
Krótka notka wyraz suszy
W okolicy naszych zmysłów
Znak nakazu nakaz znaków
Bez znaczenia dla nas samych
Na puszystych skrzydłach ptaków
Ulatują nasze plany
Nim odczytam nie zrozumiem
Do twych drzwi żałośnie stukam
Płynie stromo czasu strumień
Sedna myśli w znakach szukam
************************************************************
nie jest źle
nie jest tak źle
robota jest
czasami życie daje premię
taki ma gest
kapryśne jest
bo zaraz potem wali w ciemię
prezenty są
i dwoje rąk
choć druga para to manekin
kręgosłup masz
i smutną twarz
ech głupi skok do płytkiej rzeki
i tylko tego ciągle brak
miłości gdzieś odleciał ptak
na długą zimę w innych światach
tak mało jednak wszystkim jest
razem z miłością zabrał sens
kurz z ulic życia znów zamiatasz
nie dotknąć grzech
powab ud niech
linią laguny brzeg otwiera
choć nie jest źle
kolejny chrzest
znowu zalewa ci oskrzela
obraz bez tła
optyka zła
oczy ci bielmem przysłoniła
nie jest tak źle
no przecież jest
gdzieś w środku niugięta siła
************************************************************
Para w Peru
Ściana płaczu morze smutku
Połamane drzewo życia
Taka wola prostych ludków
Zabić co jest do zabicia
W drodze życia rozpadlina
Strome zbocze bez nadziei
Brudna dłoń krwiożercza mina
Wilczym kłem zabłysła w kniei
Urubamby płynie woda
Zła dochodzi drwiący chichot
Krwią niewinną poplamiona
Duchy Inków płaczą cicho
Po śmierć droga zimna skała
I najgorsza z wszystkich przygód
Frunie nienawiści strzała
Szybko kończąc czas niewygód
Zło zebrało swoje żniwo
Dobro gdzieś przykryła zamieć
Znów obcieram z oczu szkliwo
Znów zostaje tylko pamięć
************************************************************
Szpital
Wyciągam dłoń do nieba
Przecinam ręką chmury
Czy patrzysz czy mnie widzisz?
Me ciało jak z tektury
Weźcie mnie stąd !
Czarne Anioły smutni przewoźnicy
Tu dzika wyspa a tam ląd
Weźcie mnie stąd !
Duszno i boli, boli i pali
Świat nie pachnie, to już swąd
Weźcie mnie stąd !
Ciało czuje tylko ból
Dręczone każdym tchnieniem
Tylko to mi zostało
Samotność i cierpienie
Weźcie mnie stąd !
Dreszcz upada z moich stóp
Opływa moje skronie
Już nadchodzi słodki chłód
Wiotczeją moje dłonie
Weźcie mnie stąd !
Rigor Mortis
Koniec? Początek? Nicość?
************************************************************
Pomiędzy
Między Scyllą i Charybdą
Skałą życia morzem śmierci
Między kwiatem i pokrzywą
Swoje marne życie zmieścisz
Od twojego charakteru
Co rozwija się i gaśnie
Do przypadku losowego
Raz jest ciemniej a raz jaśniej
Stepem w słońcu lasem w mroku
Grząskim błotem w ścianie deszczu
Brniesz przez otchłań z solą w oku
Ścieląc hołdy bezpieczeństwu
Tak z wyboru zniewolony
W swego życia giętkiej ramie
Z cichym piskiem gasisz dzwony
Wolność mając za skaranie
Po przecinku wielokropek
Gorzka fraza spada z biurka
Autoironiczny czopek
Przyklejony jak laurka
************************************************************
psie żarcie
sypie się żarcie w psią miskę
jak piasek w klepsydrze życia
dobrze podzielić się z psiskiem
miską jedzenia i picia
sypie się żarcie w psią miskę
oczy poczciwe się cieszą
dobrze podzielić się z psiskiem
koślawą dolą człowieczą
zakupił 3 kilo w paczce
w promocji po 11-ście
złociszy lśniących obrazkiem
psiej duszy na ludzkiej łasce
w bagażnik starego grata
wpakował by wieźć przez pola
dla czterołapego brata
ot taka życiowa rola
....
mokrego języka dotyk
śliną pokrywa mu skórę
upaja ciepły narkotyk
futrzaną karykaturę
ogon - barometr radości
i łapka w szczerej podzięce
nie trzeba już żadnych kości
wystarczy poczciwe serce
....
te oczy pełne oddania
i wdzięczność nie ma sposobu
nie minie stan zakochania
wierne zostaną do grobu
tym różni się od ludzkiego
uczucie psie skryte płaszczem
że czasu nie ma dla niego
i dzisiaj równa się zawsze
************************************************************
Linia szycia
Dwa kawałki kiedyś zszyte
Cienką nicią z morskiej trzciny
Wyrywane w różne strony
Nie uniewinnione winy
Pod napięciem pod ciśnieniem
Lnianych myśli płaska tafla
W sprasowanym naszym cieniu
Nieporadnie tkwi agrafka.
Obrębiony w krzywym ściegu
Z krwi ornament czarna róża
Otępiały ostry kolec
Z materiału się wynurza
Kolorowy patchwork w miejsce
Stonowanej skromnej sukni
Fałd draperii przypływ fali
Niepokoje w głowie uśpił
Nasza skośna linia szycia
Mdłej materii szorstki szelest
Niedzisiejszy stary szalik
Nowy status: jest czym nie jest
************************************************************
krótka droga
nie wierzyłem że tak jest
że ta droga taka krótka
w alfabecie em i en
tak jak znaczek i pocztówka
nie wiedziałem że to żart
serce słowo znak drogowskaz
kiedy już się skończył fart
zimny dywan mi pozostał
nie zamiotę twoich słów
ostrą szczotką nienawiści
ciemną rozpacz z naszych głów
czas odplami i wyczyści
em jak mało en jak nic
en nicością em maluje
złoty bożek podły pic
ktoś uderzy ktoś odczuje
kiedy em nadzieją drży
walczy gaśnie wstaje pada
en wywraca słowo "żyć"
w beznamiętne słowo "spadać"
ona jest za szarym tłem
ona żyje pośród śmierci
święty trójkąt "w""n""m"
czas odsłoni z niepamięci
************************************************************
między życiem a cynizmem
zbyt wolny dla szybkich
zbyt szybki dla wolnych
zbyt niski dla dużych
nadęty dla skromnych
za słaby dla silnych
za mocny dla słabych
za tępy dla ostrych
brzytwa dla tępawych
zawieszony między dobrem a złem
zaczepiony między nocą a dniem
zaklęty między światłem i mrokiem
między sercem i okiem
zgryźliwy dla czułych
miękki wśród twardzieli
z pozoru leniwy
etos pracy leni
zbyt pękaty chudym
zbyt drogowy polnym
ignorant uczonym
za miejski dla rolnych
zawieszony między dobrem a złem...
sztywniak dla luzaków
zbyt goły ubranym
kwitnący zbutwiałym
za senny wyspanym
nieszczęśliwy szczęściem
radosny rozpaczą
milczę gdy się śmieją
śmieję się gdy płaczą
zawieszony między dobrem a złem...
************************************************************
tata
trzaski głuchej ciszy
zła cisza potrzasku
ciszy nikt nie słyszy
czarne oko brzasku
krzewy połamane
rytem niepokoju
tkanki rozerwane
w nieludzkim przekroju
trwaj ciszo
niech nikt nic nie mówi
tylko on ma prawo
zadać to pytanie
gdzie jest tata?
sekunda za późno
ułamek wieczności
ręka zwisła luźno
sztuczny obraz kości
złych przypadków zmowa
ostra krawędź zbocza
nie wyrażą słowa
smutku w małych oczach
************************************************************
Walizka
Kolejnym łykiem zimnej herbaty
Kąsasz powietrze rutyną dnia
Głęboko w oczach tańczące światy
Dobro przemyka w oparach zła
Szumi za oknem świat bez kolorów
Toczy się wolno walizka szmat
Rozcina pejzaż nierównych wzorów
Pchany w nieznane kulawy grat
Widok zza rogu
Obraz bez ramy
Plama olejna
bramy omamy
Rzeczy w nieładzie nieład rzeczowy
Sierocy odruch niezmienny kształt
Na skale życia rzeźbione rowy
Ślepych przebiegów w drodze na raut
Skrzypi pod butem uśmiech nadziei
Kruszy się z wolna zakrzepły lód
Ktoś ci odsączył źródło idei
Z twarzą ku słońcu czekasz na cud
************************************************************
Niech...ech...
Niech ciepły sweter zostawi w parku
Skaleczy palec lub spadnie z wiśni
Niech jej wskazówka stanie w zegarku
Tylko do diabła niech o mnie myśli
Niech miewa doły świtem i wieczór
Kupuje rzeczy czasem bez sensu
Niech jej przy stole wystrzeli ketchup
Tylko na Boga, niech ma mnie w sercu
Niech już przychodzi wiecznie spóźniona
Z przekąsem patrzy na moje cielsko
Niech Jej po ścianie łazi glonojad
Tylko niech szepce do mnie anielsko
Niech wstaje późno w lewym humorze
Niech ponarzeka tak między nami
Na ciągłą orkę na tym ugorze
Tylko niech stoję Jej przed oczami
Niech sobie śpiewa kruczą Gruzinkę
Szklankę rozbije razem z garnuszkiem
Niech wyhoduje ślimaków skrzynkę
Tylko niech będzie moim kwiatuszkiem
Niech już nie widzi mojej szpetoty
Gdy się pogniewa niech robi focha
Niech gubi klucze, włazi w kłopoty
Tylko cholera niechże mnie kocha
************************************************************
milion
Milion nocy bez czułości
Bez nadziei bez dotyku
Mimowolny strach w przełyku
Twarz obdarta z tła radości
Zagubiony na dnie uczuć
Klucz do szczęścia nie lśni blaskiem
Przysypany szarym piaskiem
Dociśnięty kostką z bruku
Gdzie był ogień
Zimny pomnik
Ciemny odcień szarej płyty
Roztrzęsiony jak pies zbity
Dwa anioły pośród diabłów
Dwa pytania smutnych oczu
Czy nam dacie szczęście poczuć
Nie ześlecie nas do łagrów
Dom spękany dom splamiony
Z piwnic aż po dachu krańce
Skok kolejny na skakance
Bosą stopą w szkle tłuczonym
Milion nocy bez czułości
Bez nadziei bez dotyku
Mimowolny strach w przełyku
Drżącą ręką drżącą duszą
************************************************************
Tak czyli nie
W brzydko-ładnym świecie
Szaro-biały człowiek
Ciemno-jasne plecie
Spod przymkniętych powiek
Ciepło-zimne serca
Prosto-krzywe drogi
Ciepły chłód wisielca
Chłodny żar pożogi
Miękko-twardy kamień
W szybko-wolnym locie
Zmienia twoje zdanie
W grubo-cienkim splocie
Cicho-głośny wyrzut
W barwno-szarej sprawie
Miękko-twardy w krzyżu
Rozpacz w sobie dławię
Mocno-słabym ciosem
Wolno-szybkim ruchem
Znikam przez rozgłosem
Zwiewno-ciężkim duchem
W ciepło-zimnym lodzie
Uczuć zmarzłych całun
Tępo-ostrym nożem
Ręka tnie pomału
Czysto-brudne sprawy
Dół głęboko-płytki
Dla smutnej zabawy
Brnę w wyrazów zbitki
Wszystko mi się miesza
W tyglu przewrotności
Praktyczna teoria
Cholernej względności
************************************************************
Tajemnicza
Myśl motylem odfrunęła
Kokon wrażeń grymas bólu
Linia czasu się wygięła
W purpurowo-szarym tiulu
Świat osnuty twoją aurą
Twarz dotyka cień milczenia
Spięta przestrzeń złotą klamrą
Bezruch ust akt rozumienia
Tajemnicza w każdym słowie
Ciepłą ciszą sobie gwarzysz
Pieścisz wzrokiem, grasz dotykiem
Śni się wszystko co wymarzysz
Na tej starej fotografii
Szept papieru rzuca światło
W twoich oczu lśniącej tafli
Płaszcz kurtyny spada gładko.
W pół-profilu skrywasz siebie
Nitki włosów tną spojrzenia
Lekko stąpasz w swoim niebie
Krętą ścieżką przeznaczenia
************************************************************
misterium
Żonglowanie frazesem
Wypluwanie banału
Krótka kłótnia z prezesem
Czcza laudacja bez żalu
Opowieści bez treści
Z formą mierną i miałką
Brak morału w tej pieśni
Białe drzwi z czarną gałką
Pomóż wiedzieć że jesteś
Nie każ wierze pustoszeć
Gdy niepewność mnie gniecie
Daj o Siebie się otrzeć
Niech nie wątpię już nigdy
Nie opuszczam spojrzenia
Gdy zrozumieć nie mogę
Sensu Twego milczenia
Chrypi skarga lamentu
Mgła goryczy osiada
Cienka linia nonsensu
Miłosierdzia twarz blada
Gry jałowe wywody
Oblepiony czymś całun
Kłamstwa w cieniu nagrody
Strużka cieknie pomału
Pomóż....
************************************************************
Nikt
(zainspirowane pewnym Blogiem)
Ot, kolejny facet, któremu nie wyszło
Albo to co wyszło nie przetrwało czasu
Albo że nie wyszło innym się wydaje
Cóż mógł kiedyś zdziałać taki człowiek lasu...
Rozsypane rzeczy, jego intymności
Przybrudzony portfel, który świeci pustką.
Cała kupka wspomnień, bólu i cierpienia
Z niemym żalem w oczach, nos przetarty chustką
Czy zjadłeś dziś obiad człowieku?
Czy marzniesz w milczącym tłumie?
Czy ktoś zobaczy twój pogrzeb?
Czy ktoś zapłacze gdy umrzesz?
Plamy na ubraniu, plamy w życiorysie
Plany niespełnione, zamienione w zgliszcza
Cóż, nie dla każdego życie drogą prostą
Choć może niejeden miał w nim swego mistrza
Zwykła obojętność, najgorsza z emocji
Nie widzieć nieszczęścia, pomocy wołania
Wygodna taktyka, powszechna niestety
Odrzucać świadomość, nie słyszeć pytania...
Czy zjadłeś dziś obiad człowieku?
************************************************************
Wczorajszy dzień
Nieśmiały ruch, czy to już dzień czy blada noc?
Zwijasz się w kłębek aby znów zasnąć cicho...
Gdzieś słychać trzask, wypływa mgła, nakrywasz koc,
Niby zasypiasz, lgniesz do poduszki z nadzieją lichą
I tylko on nie daje spać,
Otwiera oczy, podnosi włosy,
Wczorajszy dzień
Odporny głaz, nieczuły gad,
Oblewa strugą porannej rosy,
Niedokończony wśród braku słońca list do nikogo,
Resztkami siły szukasz jasności, nigdzie i wszędzie...
Reset pamięci, święci wyklęci, by zasnąć błogo,
Ale on jest , ale on był, ale on będzie.
I tylko on...
************************************************************
Nieprawdziwa Piosenka
Znów wstał nieprawdziwy dzień, po niezbyt prawdziwej nocy,
Nie całkiem realny mój sen, nieprawdą rzucił mi w oczy.
Przy nieprawdziwym lustrze, ta sama muzyka z radia,
Niezbyt prawdziwa refleksja do serca mi się zakradła.
Gdzie prawda jest w tej nieprawdzie,
I jaki smak ma prawdziwy,
Pozwolisz w końcu ją znajdę,
I zmażę obraz fałszywy.
Nieprawdy cienką podeszwą głaszczę prawdziwe życie,
Nie deszczem lecz piaskiem suchym oczy przemywam o świcie,
Nieprawdą nienakarmiony trawię to ze zdumieniem,
Pójdę i nie porozmawiam z grającym farsę mym cieniem.
Prawdą zadam kłam prawdzie, odwrócę całą logikę,
Mój nieprawdziwy argument, rozbije całą krytykę.
Niewidzialnego króla, zabije realnie goniec,
Całą nieprawdę tu piszę, nieprawda że to już koniec...
************************************************************
Szaro
Szary cień za oknem, deszcz za chwilę spadnie,
Toniesz w toni rzeczy nie do załatwienia,
Przybity do ziemi ciężarem istnienia,
Odsuwasz wspomnienie które trzyma na dnie.
Znów korowód myśli, tysiące impresji,
Burych szkiełek refleks wiruje nad głową,
Oblepiasz się wiarą, myślą, gestem, mową,
Wolny od nałogu, wyrwany z obsesji
Nitki światła z okna padaj na dywan,
Kurz w powietrzu skrywa twego świata zarys
Wracają z zaświatów nieugięte mary,
Znów ucieka wiara, znów idiotę zgrywasz
************************************************************
Taka szanta
W głębokim przechyle życia,
Fala zalewa ci skronie
Demon patrzący z ukrycia
Wciąż plącze linie na dłoni
Kiedy wiatr skowycze w uszach
przenika zimno przez skórę
gdy przeciw Tobie świat rusza
i uciec chcesz w mysią dziurę
Kolejny raz wykonaj wobec siebie gest
Zostaw wszystko za rufą i płyń z nami w rejs
Nie myśl ile na koncie brakuje ci zer
Tylko trzymaj ster, mocno trzymaj ster
Więc wybij wyłom w rutynie
Pod prąd pokieruj kurs wreszcie
Zapomnij smutków przyczynę
W schematów zimnym areszcie
Poniosą cię za horyzont
Żagli anioły skrzydlate
Na przekór wszystkim złym siłom
Prowadząc twój życia statek